W poprzednim wpisie pokazałam Wam kosmetyki dla dzieci, idealne na wiosnę i lato. Używam ich na co dzień do dwójki Brzdąców i jestem z nich zadowolona tak bardzo, że zabrałam je na nasz miesięczny urlop-nie urlop do Włoch. Dziś pora na mój zestaw. Pokażę Wam kosmetyki do pielęgnacji, których używam sama, i z których jestem naprawdę zadowolona.
Podkreślam, że to kosmetyki do pielęgnacji, bo (nie ma co ukrywać) specem od makijażu nie jestem i na swoje idealne kolorowe kosmetyki jeszcze nie trafiłam ;). Ciągle coś zmieniam i próbuję nowych. Jestem raczej zwolennikiem „make-up no make-up”, zwłaszcza na urlopie i szczególnie na wysokie temperatury. Na wyjątkowe okazje korzystam z umiejętności profesjonalistów [zazwyczaj mojej siostry ;)]. Ale wracając do głównego tematu dzisiejszego wpisu…
MOJE ULUBIONE KOSMETYKI DO PIELĘGNACJI
Zacznę od kosmetyków marki Forever, bo te chyba są najmniej znane, a naprawdę warte uwagi. Mają dobry skład i są bardzo wydajne. Rok temu, kiedy to szykowałam swoją torbę do szpitala na poród i dni po porodzie, doradczyni w drogerii kosmetycznej poleciła mi dwa produkty firmy Forever: dezodorant w sztyfcie i pomadkę do ust. A ostatnio spróbowałam też i kremu, ale po kolei.
Aloesowy dezodorant w sztyfcie Aloe Ever Shield Forever – przede wszystkim nie zawiera soli aluminium, ani innych sztucznych składników antyperspiracyjnych, czyli nie blokuje wydzielania potu. Zawarty w dezodorancie aloes ma właściwości bakteriobójcze, bo to własnie bakterie są powodem powstawania nieprzyjemnych zapachów. Dodatkowo miąższ z aloesu łagodzi podrażnienia i nawilża skórę. Dezodorant ma ponadto bardzo delikatny, naturalny zapach, więc przeznaczony jest zarówno dla kobiet jak i dla mężczyzn. I oczywiście nie plami ubrań. Czyli ma wszystko to, co powinien mieć dobry dezodorant w sztyfcie. Jego cena to około 38 zł, ale ale … jeden dezodorant, którego używałam codziennie wystarczył mi na rok, więc jest mega wydajny.
Balsam do ust Aloe Lips – do codziennego nawilżania ust. Sprawdza się zarówno w mroźną i wietrzną zimę, jak i w suche i słoneczne lato. Jego główne składniki to miąższ aloesowy (jest go ponad 35%), wazelina, olejek jojoba, naturalne woski (w tym pszczeli) i alantoina. Nie zawiera natomiast sztucznych barwników. Używam go ja, a jak potrzeba to i moje chłopaki (Mąż i Brzdące też). Łagodzi podrażnienia i stany zapalne skóry, więc nadaje się też do szybkiego posmarowania po ugryzieniu np. komara. Tak samo bardzo wydajny!
Krem aloesowo-propolisowy Aloe Propolis Creme – przyznam się od razu i szczerze, że kupiłam go dla Męża. Jego ręce po zimie były okropnie przesuszone, a każde moje prośby o to by je kremował kończyły się fiaskiem… albo zapominał, albo nie miał kremu, albo ten, który miał to nie dość, że nie pomagał, to jeszcze zatłuścił klawiaturę komputera … zawsze było jakieś „ale”. A tutaj tych „ale” nie słyszałam, wręcz odwrotnie – Mąż sam stwierdził, że to dobry krem, bo łagodzi i nawilża skórę dłoni, a jednocześnie nie pozostawia tłustych rąk i szybko się wchłania. Mógł spokojnie pracować przy laptopie, albo prowadzić samochód. To jedyny krem, który mój Mąż mówi, że „zaakceptował” ;). Używa go też po goleniu, a teraz z kremu korzystam i ja. A ponieważ często jest „pod ręką” zdarza mi się używać go do skóry Brzdąców – np. na przesuszone albo podrażnione miejsca. W składzie połączenie aloesu z propolisem oraz wyciągi z żywokostu i z rumianku, plus witaminy A i E.
Kosmetyki Forever dostępne są w różnych drogeriach z ekologicznymi i dobrej jakości kosmetykami, ale jest też inna (według mnie trochę lepsza) możliwość ich zamówienia – za pośrednictwem konsultantki marki Forever. Wtedy możecie podpytać o produkt, a jak się spotkacie to i konkretny kosmetyk możecie poznać osobiście przed zakupem. Dlaczego uważam, że to lepsze niż zakup w drogerii? Bo za pośrednictwem konsultantki macie dostęp do wszystkich produktów, a nie tylko tych, które sklep dystrybuuje. Ja o kosmetyki Forever podpytuję ostatnio Mariolę Rost-Krupniewską, która bardzo dobrze orientuje się w całej gamie produktów Forever. Jak wrócę to muszę spróbować jeszcze pasty do zębów – dam Wam znać czy będzie naszym domowym hitem ;).
Kosmetyki Resibo są często polecane na blogach, które regularnie czytam. Poza tym kiedyś przy okazji zakupów w drogerii dostałam próbki ich kremów i faktycznie bardzo mi się spodobały. Teraz używam kremu pod oczy i kremu ultra-nawilżającego, a zimą używałam miejskiego kremu ochronnego.
Krem pod oczy – ah te moje zmęczone oczy ;). Nie pamiętam kiedy ostatnio przespałam całą noc… Na pewno nie było takiej w przeciągu ostatniego roku, a i teraz nie zapowiada się na szybką odmianę. Tak więc krem pod oczy się przydaje, a ten od Resibo jest lekki, delikatnie pachnie, szybko się wchłania i działa. W sensie nawilża i redukuje obrzęk. Nadaje się i na dzień i na noc, choć ja wolę go używać w ciągu dnia. Z aktywnych składników zawiera m.in: olej arganowy, kofeinę, ekstrakty ze skórki cytryny i nasion dyni oraz wyciąg z korzeni rabarbaru.
Krem ultranawilżający Resibo – to krem do pielęgnacji na dzień – zawiera filtr mineralny SPF 10. Naprawdę dobrze nawilża, lekko się go rozsmarowywuje, szybko się wchłania i jest bardzo wydajny. Główne składniki to: olej arganowy i migdałowy, Aquaxtrem ™ – wyciąg z korzenia rabarbaru, Cristalhyal ® – kwas hialuronowy, wyciąg z drzewa modrzewiowego.
Balsam nawilżający Mokosh – jak on pięknie pachnie! Zamówiłam kiedyś sól żurawinową do kąpieli firmy Mokosh, a że akurat kończył mi się balsam do ciała to skorzystałam i wzięłam zestaw. Obydwa kosmetyki są warte polecenia, ale dziś o balsamie, bo soli na urlop nie pakowałam – tutaj mamy prysznic. Tak więc balsam nawilżający pachnie pięknie i zapach długo utrzymuje się na skórze. Poza tym dobrze nawilża. W składzie ma m.in: oleje z pestek żurawiny, arganowy, jojoba, ze słodkich migdałów i macadamia, witaminę E, ekstrakt z wąkrotki azjatyckiej i nawilżający kompleks na bazie ksylitolu AQUAXYL™.
Kosmetyki firmy Natura Siberica są teraz łatwo dostępne i w aptekach i w Rossmannie, a są naprawdę fajne i warto wypróbować. Ja polubiłam szampon oraz peeling do skóry głowy – o zapachu rokitnikowym. Szamponów rokitnikowych są bodajże 3 rodzaje: do włosów normalnych, do suchych, a ja po ciąży i podczas karmienia piersią używam szamponu z efektem laminowania dla zniszczonych włosów. Fajnie nawilża i nie obciąża włosów. Natomiast scrub do skóry głowy ma za zadanie przeciwdziałać wypadaniu włosów, oczyszczać skórę głowy i stymulować jej ukrwienie. Na razie wiem, że oczyszcza, a z tym wypadaniem włosów, to każda kobieta po ciąży wie jak t wygląda ;).
Puder bambusowy Ecocera – puder, który jest biały i jest z bambusa. Na początku byłam bardzo zdziwiona (kosmetyk pokazała mi moja siostra), ale szybko się do niego przekonałam. Nie pozostawia żadnej białej maski na twarzy, za to fajnie matuje i wchłania sebum. Jest naturalny i hipoalergiczny: nie zawiera talku, ani parabenów. Nie trzeba dopasowywać odcieni. A następnym razem spróbuję ryżowego 🙂
Korektor naturalny Lavera – jak to korektor, kryje „niedoskonałości” (jak to się ładnie nazywa) :).
I na koniec moja ulubiona odżywka do paznokci Golden Rose. Kosztuje niewiele, jest łatwo dostępna (można ją kupić na każdym stoisku kosmetyków Golden Rose) i działa. Paznokcie maluję rzadko, zazwyczaj na wyjątkowe okazje, bo przy dwójce high need babies lakier po chwili odpryskuje mi od paznokci, co wygląda okropnie. Dlatego, póki co, wolę używać bezbarwnych odżywek. Ta z Golden Rose naprawdę fajnie wzmacnia paznokcie i co bardzo ważne – nie zawiera formaldehydu, dbp i toluenu.