Wcale nie czuję tego klimatu kończącego się roku, robienia wielkich podsumowań, określania swoich kolejnych celów i wymyślania noworocznych postanowień. Jestem po prostu zmęczona.
Czym zmęczona?
- Ciągłą niepewnością, którą przyniosło nam koronawirusowe szaleństwo.
- Zamykaniem, otwieraniem i kolejnym zamykaniem poszczególnych branż.
- Zmęczona rządem, ich decyzjami, zakazami, nakazami i ciągłym zastraszaniem.
- Zmęczona protestami, które tak naprawdę niewiele dały.
- Bezsilnością.
- I gigantycznym wysiłkiem jaki wkładam każdego dnia w moje szalone Maluchy.
Potrzebuję odpocząć. A najlepiej wyjechać i odpocząć. Bo małych wycieczek i większych podróży w tym roku brakowało mi najbardziej. Zabaw w pobliskim aquaparku, rodzinnej kolacji w restauracji i kawy przy pracy przy laptopie w lokalnej kawiarni. Brakuje mi przewidywalności.
Ciężko mi snuć jakiekolwiek plany na przyszły rok. Większość z tego roku spisałam na straty, dodałam do listy „może jeszcze kiedyś się uda”, lub spisałam na kartce z nagłówkiem „widocznie tak miało być”.
Nie chcę narzekać. Wiem, że 2020 rok wielu wspominać będzie dużo gorzej. Cieszę się, że ten rok mam już za plecami.
Ready for 2021.
Nie wiem co przyniesie kolejne 12 miesięcy. Chciałabym wierzyć, że będą znacznie lepsze, ale to chyba nazbyt optymistyczne podejście. Spróbuję więc wycisnąć z nich jak najwięcej dobra. Takie „tu i teraz” level expert.
Moja siostra, Natalia, ma taką tradycję, że wybiera sobie słowo, które ma prowadzić ją w kolejnym roku – „one little word” (poczytaj, zachęcam!).
Moje słowo – przewodnik na 2021 to…
…RADOŚĆ.
Radość z tego co do tej pory udało osiągnąć się mi osobiście i z tego, co ogarnęliśmy już całą rodziną. 🙂 Radość na to, co dopiero przed nami.