Nasz „urlop nie-urlop” nad jeziorem Como

Lecco, miasto nad jeziorem Como, w Alpach. To właśnie tutaj przyjechaliśmy na wiosenny odpoczynek od naszej codziennej Warszawy. Na pizzę, pastę, lody i na „nie-do-końca urlop”. Na miesiąc.

To wszystko przez to zmęczenie codziennością, przez warszawski smog i ciągnącą się zimę – bo jeszcze zimą szukaliśmy miejsca, w którym chcielibyśmy odpocząć na wiosnę. O mały włos, a kolejny raz pojechalibyśmy do Gdyni, a skończyło się kilkaset kilometrów i kilka krajów dalej.

Nie to, że mam coś do Gdyni. Wręcz odwrotnie, bardzo ją lubię. Ale odkąd urodził się F., a później i D. to zdecydowaną większość naszych wycieczek kierowaliśmy do Trójmiasta. Bo blisko i ładnie. Teraz przyszła pora na coś nowego. Trochę dalej, ale też i trochę ładniej.

Oprócz Trójmiasta bardzo lubimy też i Włochy. Byliśmy z Mężem w Mediolanie i nad jeziorem Maggiore, byliśmy na Sycylii i w Neapolu. I każde z tych miejsc wspominamy z uśmiechem. Mam nadzieję, że i z radością wspominać będziemy wyprawę z dwójką Brzdąców nad jezioro Como.

NIE-URLOP

Fajnie jest planować wyjazd mroźną zimą w szarej Warszawie, kiedy to szybko robi się ciemno, a przez dławiący smog nie da się spacerować. Wtedy chce się wyjechać na jak najdłużej. Więc gdy przyszło nam decydować, czy wyjeżdżamy na tydzień czy dwa, sercem wybraliśmy aż cztery tygodnie i szybko zarezerwowaliśmy docelowe miejsce, zanim rozsądek i zimne kalkulacje doszły do głosu :).

MIESZKAMY W ALPACH!

Jednak to nie do końca jest „urlop”. Mąż pracuje zdalnie. A mój schemat dnia wygląda niemalże identycznie jak w domu, tylko zmienił się krajobraz. Przez pierwsze dwa tygodnie będziemy tutaj po prostu mieszkać. Zwiedzanie i odpoczywanie czeka nas przez kolejne dwa tygodnie naszego pobytu w Alpach.

Wynajęliśmy przez AirBnB piękny kawałek domu z ogrodem tuż pod miastem Lecco. Trzy kroki mamy do lokalnego autobusu, którym w niecałe 10 minut docieramy na starówkę, nadbrzeżny deptak i plac zabaw. Cappuccino smakuje tu wspaniale.

Jest bliziutko sklep, (a nawet dwa) i kawiarnia z lodami. Uczymy się włoskiego, bo z angielskim nie da się wszędzie dogadać. Nasz 3-latek już wie, kiedy powiedzieć „buongiorno”, „si”, „grazie” i „ciao!”. Fajnie jest wychodzić ze swojej strefy komfortu.

1520 KILOMETRÓW DALEJ

Nie łatwo było nam się tutaj dostać. Żeby pozwiedzać okolicę potrzebny nam samochód. Wynajęcie samochodu i dwóch fotelików dla Brzdąców to całkiem spory koszt i niepewna jakość. Ale jechać 1520 kilometrów z naszymi „hajnidami” to też nie lada wyczyn. Padło, więc na wersję najmniej ekonomiczną – ja i Brzdące polecieliśmy samolotem. Mąż przyjechał z bagażami autem. No właśnie, z bagażami… na cały miesiąc to trochę tego wyszło. Odebrał nas z lotniska w Bergamo, a stamtąd to już tylko niecała godzina. Sama przyjemność.

Mam nadzieję, że przyjemnością będzie też cały pobyt tutaj. Na razie jesteśmy tu kilka dni. Kilka pięknych dni i jednego jestem pewna: odpoczywam. Z dwójką dzieci u boku i z cappuccino w ręku.

Widok z „naszego” ogródka!

P.S. Jeżeli jeszcze nie korzystaliście z Airbnb przy szukaniu noclegów zarówno w Polsce jak i za granicą, to polecam spróbować 😉 A jak zarejestrujecie się z tego linku: www.airbnb.pl  to na start dostaniecie 55 zł.

Rate this post
(Visited 1 049 times, 1 visits today)

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *