Święta, święta i … prezenty!

Pamiętam dobrze ten czas, kiedy po świąteczno – noworocznej przerwie w końcu przychodziła pora na powrót do szkoły i powrót do znajomych z klasy. W ten dzień każdemu chciało się przyjść nawet chwilę wcześniej, a nie równo z pierwszym dzwonkiem, żeby porozmawiać. Porozmawiać o prezentach. Dzisiaj też napiszę o prezentach, ale nie o tych, które sama znalazłam pod choinką. Opowiem o tym, co w tym roku wspólnie z Mężem postanowiliśmy dać innym. A zapakowaliśmy w ozdobny papier coś, co mamy najcenniejszego – nasz czas.

W tym roku naprawdę wiele argumentów przemawiało za tym, żeby głębiej przemyśleć temat prezentów, którymi obdarowujemy naszych bliskich.

Czas przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia to taki wyjątkowy okres, którego naprawdę nie chciałam sobie i swojej rodzinie zepsuć na bieganiu po marketach. Nie chciałam zmarnować na przeglądaniu tysięcy ofert sklepów internetowych w poszukiwaniu rzeczy dla innych. Upominków, które nawet nie wiem, czy na pewno trafiłyby w gusta obdarowywanych. Zresztą trochę zaczyna mnie przerażać ta prezentowa gorączka, w której coraz większą wagę przywiązuje się do tego, żeby każdemu kupić „coś”. Droższego, tańszego, ale każdemu „coś”. A sensem tych akurat grudniowych świąt są przecież nie-nasze urodziny.

Dlatego w tym roku tradycyjne prezenty kupiliśmy ku uciesze tych najmłodszych. Pozostała część obdarowywanej rodziny (zarówno mojej jak i męża) dostała coś, co dla nas jest najcenniejsze – czas. Zapakowaliśmy go w ozdobny papier i przewiązaliśmy błyszczącą wstążką. Czas spędzony z nami. Na układaniu klocków, spacerach, wyjściu na lody, na śniadaniu, obiedzie i na kolacji też. Czas – a dokładniej „bon/talon/voucher” do zrealizowania w dogodnym terminie.

Przygotowaliśmy takie bony, dla „najbliższych”.

Z rodziną moją i Męża to jest tak, że spotykamy się rzadko. Raz na jakiś czas. A w Święta Bożego Narodzenia przy jednym stole jemy, pijemy, uśmiechamy się do siebie, a potem mówimy „cześć” „do zobaczenia” i wracamy do swoich domów. Przy świątecznym stole rozmawiamy na wyjątkowo ogólne tematy, raczej nic głębszego, kiedy będzie kolejna stacja metra i dlaczego znowu nie pada śnieg. Na pytania „co u Was?” zazwyczaj pada „dziękuję, wszystko dobrze” albo szybkie „a, po staremu”, choć tak naprawdę zmienia się wszystko. A przecież nie o to chodzi w tej idei „najbliższej” rodziny.

Stąd te prezenty to też taka trochę forma apelu. Trochę takie ośle-podskakiwanie z okrzykiem „wybierz mnie, mnie wybierz”. Z nadzieją, że oni usłyszą i zrozumieją, że w te święta to właśnie nie o przedmioty. Chodzi tylko o relacje. Relacje, które już trochę zaniedbane i zakurzone walczą o kolejną szansę.

I tak oto napisaliśmy, wydrukowaliśmy, ozdobiliśmy i zapakowaliśmy „nasz czas”,

Czas, który chcielibyśmy spędzić z nimi – rodziną. Trochę bojąc się reakcji, bo przecież takie nie-tradycyjne prezenty dziwią. Zobaczymy i wyciągniemy wnioski. To że my chcemy coś zmienić nie oznacza, że zmienić zasady i odkurzyć relacje chcą też inni. To taki nasz prywatny eksperyment i plan na przyszły rok– odkurzanie zaniedbanych relacji 2018 ;).

Wyjątkiem od rodzinnej-zakurzonej reguły był bon dla siostry i jej męża. Z nimi czas spędza nam się wyjątkowo dobrze, oni też znają nas z rodziny najlepiej. Nie wiem czy wszystkie nasze plany i poglądy rozumieją, ale na pewno akceptują i szanują. Z wzajemnością. Każda dodatkowa chwila z nimi to również porcja śmiechu i zabaw dla starszaka, choć młodszy też angażuje się coraz więcej.

I wiecie co…? Bez żadnej wcześniejszej konsultacji okazało się… że od nich także dostaliśmy taki bon! Rodzinne wyjście na pierogi, które to wszyscy uwielbiamy. 😀 I choć od rozpakowania prezentów minęło już kilka dni – ciągle jestem pod wrażeniem tego zbiegu okoliczności. Pięknego zbiegu okoliczności.

A zdjęcie, to główne, tradycyjnie od: Fix Up Studio. Polecam :)
Rate this post
(Visited 231 times, 1 visits today)

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *